Razem z J byliśmy na trzech spotkaniach. Prowadziła je sympatyczna położna Sonia, a zajęcia miały formę wykładu.
Na pierwszym spotkaniu było 8 par i jedna samotna mama, na drugim już 6 par, a na ostatnim 4. Być może wynikało to także z tego, że nie każdy mógł się urwać z pracy w poniedziałek o godzinie 14.? A może spodziewali się zajęć praktycznych? Uczenia prawidłowego oddechu podczas akcji porodowej i całej otoczki z karimatami i piłkami …jak na filmach ??? Tego nie było 😉
Pierwszego dnia spotkania położna opowiadała o porodzie naturalnym, porodzie w wodzie, dostępnych rodzajach znieczulenia.
Na kolejnym omawiała tzw. cięcie cesarskie, depresję poporodową oraz karmienie piersią.
Ostatnie spotkanie dotyczyło pobytu w szpitalu, tego kiedy mamy przyjechać (żeby nas nie odesłano do domu) i co ze sobą zabrać.
Położna wspomniała, że spotkania są dla par, które spodziewają się pierwszego dziecka, ale np. w naszej grupie była młoda Brytyjka oczekująca czwartego dziecka (zaznaczyła, że dla jej partnera, to pierwsze dziecko) oraz Polka, która na zajęcia przychodziła z synem w wieku przedszkolnym (pierwsze dziecko rodziła w Polsce). Oczywiście nikt nikogo nie wyprosił i akurat te dziewczyny uczestniczyły od początku do końca.
Pomimo tego, że Sonia (położna) niesamowicie zachwalała korzyści porodu w wodzie, ja do tej pory nie jestem na 100% przekonana. Zdecydowałam, że spróbuję, ale jeśli ból będzie straszny, to poproszę o Epidural i będę rodzić w normalnej sali. Jak tylko o tym myślę, to robi mi się słabo. Panikuję tym bardziej, bo mam już skurcze przepowiadające i okropnie się boję. Jednak mam takie wrażenie, że jestem w ciąży przynajmniej z rok czasu! i mam tego serdecznie dość, bo przechodzę ten stan naprawdę kiepsko.
Tym, że opieka nad ciężarną różni się w Polsce od tej w UK, to zdążyłam zauważyć już podczas pierwszej wizyty w angielskim szpitalu i tu chciałabym podzielić się z Wami moimi spostrzeżeniami. W grudniu ostatni raz miałam wizytę w Polsce u ginekologa, który prowadził moją ciążę. Zawsze byłam baaaaaardzo zadowolona i z przyjemnością mogę polecić świetnego ginekologa w Poznaniu. W UK wszystko wygląda inaczej. Co jakiś czas mam wizyty kontrolne u GP (odpowiednik lekarza rodzinnego) , w szpitalu oraz midwife (położna). Ginekologa raczej nie zobaczymy, jeśli nasza ciąża przebiega prawidłowo. Nie ma żadnych badań typowo ginekologicznych (dopochwowych). Na kontrolach jest przeprowadzany wywiad z ciężarną, mierzą ciśnienie, sprawdzają mocz, mierzą brzuch centymetrem 😉 Ja dodatkowo jeździłam prywatnie do polskiego ginekologa, ale to już indywidualna decyzja. Czasami wydawało mi się, że internista czy też położna lekceważą moje dolegliwości, nie przeprowadzając żadnych badań i za każdym razem proponując Paracetamol – jako lek na wszystko. W szkole rodzenia dowiedziałam się m.in. tego, że po porodzie naturalnym, jeśli wszystko będzie ok, to jeszcze tego samego dnia mogę wracać z dzieckiem do domu. Znając siebie, to raczej się nie odważę, bo będę obolała i przestraszona. Kolejnym zaskoczeniem dla mnie jest to, że jeśli odejdą mi wody i przyjadę do szpitala, a skurcze będą nieregularne, to odeślą mnie do domu. Przyznam, że to wszystko bardzo mnie stresuje 😉 Ale zostało mało czasu i muszę jeszcze tylko wypełnić mój birth plan (plan porodu), który to każda z przyszłych mam zabiera ze sobą do szpitala. I akurat to mi się podoba, bo w bólach i stresie nie będę miała głowy do podejmowania decyzji 😉
Teraz marzę już tylko o wczesnym porodzie !!!
A może znacie jakieś sposoby jak go skutecznie przyspieszyć ??? 😉